Rozmawiam z prababciami przez telefon DNA

Z nich się składam. Kilka linii rodowych kobiet, które urodziły moich przodków – jakże różne tradycje, środowiska, życiowe doświadczenia! Czasem to słyszę przez moje DNA.

***

Z nich się składam. Kilka linii rodowych kobiet, które urodziły moich przodków – jakże różne tradycje, środowiska i życiowe doświadczenia, inne możliwości i szanse! Te spełnione i te niespełnione. Składam się z ich genów, ale też z marzeń, traum i nadziei. Są takie różne, a ich ścieżki krzyżują się w moim ja. To niezwykłe. Aha – oto moje praprzodkinie.

Może być zdjęciem przedstawiającym 1 osoba

Co przeżyły, tego dokładnie nie poznam nigdy, ale obserwując siebie – mogę się podomyślać, oddać im honor, podziwiać „męstwo” tych kobiet. Paradoks, prawda? Tymczasem pochylam się nad ich przeżyciami, bo „trauma pokoleniowa to dług, który zaciągnęli nasi przodkowie. Jeśli go nie spłacimy, przekażemy go kolejnym pokoleniom” – tak uważa Marta Daraszkiewicz-Kalupa, psychoedukatorka.

A traumy to po prostu różnego rodzaju doświadczenia czy przekonania, które pojawiają się w naszym życiu, często w sposób nieświadomy. To powielanie schematów, które miały również miejsce w życiu naszych przodków. W Polsce temat ten jest mało znany, choć na świecie wygląda to inaczej. Nieżyjąca już profesor psychologii oraz psychoterapeutka – Anne Ancelin Schutzenberger, poświęciła większość swojego życia zawodowego tematowi traum pokoleniowych, popierając je licznymi przykładami swoich pacjentów. Dodatkowo najnowsze badania w dziedzinie epigenetyki zdają się potwierdzać tę teorię. 98 procent naszego DNA to DNA niekodujące, czyli nieodpowiadające za nasz kolor oczu czy włosów i podatne na czynniki środowiskowe. Dzięki temu trudne doświadczenia naszych przodków mogą zostać nam przekazane w postaci informacji zapisanej w DNA.

Zatem rozmawiam z przodkiniami przez swoje DNA 😉
Brak dostępnego opisu zdjęcia.
……………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………..
Może być zdjęciem przedstawiającym 1 osoba

Zatem: jak nie utonąć morzu apek? Nie ma jasnej wizji :)

Jaki mieć plan na to – jak nie utonąć morzu apek? Nie ma jasnej wizji :). Są schody.

Hm… i nadszedł dzień, gdy szukając jakiejś apki zgubiłam się we własnym telefonie. Jak Alicja w krainie czarów, która pożarła za dużo algorytmów. I zapiła przypadkowym  strumieniem danych :). Pękła szybka. I musiałam przestać szorować palcem po ekranie. Weszłam w ustawienia i zdałam sobie sprawę z tego, jak dużo mam aplikacji do wszystkiego i jakie to jest pokręcone.

Kiedy zaczynałam na studiach pracę jako dziennikarka, nie miałam swojego komputera. Ani telefonu. Oprogramowania w redakcji były powolne i wydawały się być tylko oczko wyżej od elektrycznej maszyny do pisania.  Mrugnęłam okiem i proszę Po pierwsze – widzę lata w kurzych łapach, a w swoich łapkach mam telefon z którym nie wiadomo jak się rozstać. Aplikacje, te ułatwienia, i te kręte ścieżki. Dla uspokojenia połączyłam się z Markiem, żeby sprawdzić jak to jest z aplikacjami, tym bardziej, że naprawdę nie mogę się pozbyć od tak większości z nich. Bank musi zostać. I te niezbędne przy pracy. No to sobie wymieniliśmy kilka uwag.