Jestem fanką spania. A ty?

A co ci przynosi sen? Bo ja śpię dla śnienia.

To w snach prowadzę alternatywne życie, którego pamięć pozwala mi przekraczać bariery logiki w realu, oczywiście bez przesady, ale mam pamięć światów, które sprawiają, że życie, to ludzkie liniowe ma dla mnie kilka innych wymiarów. Przeżywam sny tak samo mocno jak wydarzenia w rzeczywistości namacalnej. namierzam tematy w snach, wspierające rozumienie tego, co poza snami. Nie zatracam się. Ale mam szacunek do śnienia.

A wszystkie odcinki także – na Spotify i na Twojej ulubionej platformie z podcastami 🙂

Słucham uważnie porad dotyczących zdrowego snu, zawsze to pomocne.

PS. to podczas snu REM, ciało przechodzi przez tzw. paraliż senny, który zapobiega fizycznemu wykonywaniu ruchów ze snu. Mimo to, inne funkcje fizjologiczne, takie jak bicie serca i oddech, mogą reagować na treść snów, co sprawia, że przeżywamy sny bardzo realistycznie. Kawa dla Miłki: https://buycoffee.to/dziennik.zmian I wreszcie – niechże to wybrzmi: nie ma obowiązku wyciskania siódmych i piętnastych potów na siłowni. Najważniejszy, najskuteczniejszy jest ruch który lubimy. uwielbiam to zdanie. Naprawdę.

A wracając do snów: Carlos Castaneda sztuka śnienia pisał:

„Śnienia można tylko doświadczyć. Śnienie to nie to samo, co mieć sny. Nie jest to również sen na jawie ani wyrażanie życzeń, ani też wyobraźnia. Poprzez śnienie możemy postrzegać inne światy, które, rzecz jasna, możemy opisać, ale nie możemy opisać tego, co pozwala nam je postrzegać. Możemy jednak czuć, jak śnienie otwiera dla nas te inne wymiary. Śnienie wydaje się wrażeniem – procesem w naszym ciele, świadomością w naszym umyśle. W trakcie swoich ogólnych nauk don Juan dokładnie wyjaśniał mi zasady, przesłanki i ćwiczenia w sztuce śnienia. Jego nauki dzieliły się na dwie części. Pierwsza dotyczyła procedur śnienia, a druga czysto abstrakcyjnych objaśnień tych procedur.”

Więc przywróć snom ich ważne miejsce w codzienności. poczesne miejsce, choć brzmienie retro, ale mi pasuje. to powtórzę: przywróć snom ich poczesne miejsce w twojej codzienności! To szalenie poetycki proces, ale w równie szalenie konkretnym wymiarze.

Sztuka inspiracji

Cokolwiek robisz – możesz inspirować, czegokolwiek doświadczasz – to może cię inspirować. Rzecz o warsztatach, konferencjach i szkoleniach.

Wiem, że cokolwiek robię – mogę kogoś zainspirować. I czegokolwiek doświadczam – to inspirować może mnie samą. Od tego są warsztaty, te które prowadzę także. Od tego są konferencje, a najbliższa to podcastowy Pyrcaster, gdzie mam zamiar posłuchać o branżowym marketingu, podpytać o to i owo, poznać nowe ścieżki, nowych ludzi, nowe miejsca 😉 https://pyrcaster.pl/

Dziennik Zmian podlega, jak wszystko, nieustannym zmianom. Istnieje jakiś horyzont ku któremu zmierza, ale – szczerze – podcastowanie to żywioł. Nie jestem w stanie przewidzieć wszystkiego.

Podejrzewam, że zawodowi planerzy i życiowi stratedzy trochę się na mnie oburzą. Jestem otwarta na pouczenia.

PS, lubię się uczyć… tego, czego chcę 😉

To też małe nawet szkolenia, typu – jak zrobić fajne zdjęcie na… itd itp.

Mam w sobie potrzebę zapełniania głowy nowymi treściami. Potem z nich korzystam. Albo nie. Jeśli nie – to mała klęska, ale i nauka wyboru, doboru i liczenia sił na zamiary.

A jak to jest u Ciebie?

W ogóle podejmowanie decyzji to moja pięta achillesowa i się do tego przyznaję 🙂

Poza tym, kiedy już podejmuję decyzję – to się jej trzymam. I kiedy decyduję się na zrobienie warsztatów – to pochylam się nad tym, z całą troską jaką mam.

I – oczywiście – ruszam wyobraźnię. Bo to czasem jest ważniejsze niż decyzje. Każda.

O sztuce poruszania wyobraźni – opowieść jest na pierwszym planie, ale gdyby ktoś chciał spojrzeć na temat od jeszcze innej strony

to… proszę bardzo:

Prowadzenie warsztatów to nie tylko praca, ale również sporo innych korzyści:

1. Rozwój, czyli

Pogłębianie wiedzy: Przygotowując się do prowadzenia warsztatów, często trzeba zgłębić temat, co pozwala na poszerzenie własnej wiedzy.

To lepsze umiejętności komunikacyjne: ćwiczenie czyni mistrza 🙂 Często, chociaż nie zawsze. Ale warto spróbować.

2. Satysfakcja i motywacja

bywają, chociaż, umówmy się, to nie jest reguła. Ale mam prawo na to liczyć, prawda?

Szpital to świat w świecie, hm?

Trzeba być zaprawionym w podróżach kosmonautą, żeby te światy spokojnie ogarnąć.

Oczywiście — szpital to nie jeden świat, ale wiele światów w naszym świecie. Nikomu zresztą nie polecam sprawdzanie tej tezy, bo to wymagające uniwersum, ale wiadomo, jak jest… Nasza cywilizacja ma swoje zdobycze. Między innymi — szpitale.

Ludzie stworzyli miejsca, gdzie udają się w bólu i chorobie. Miejsca ewoluowały od czasów pradawnych i teraz nazywane są szpitalami. Wspomagają, dają nadzieję, ale nie dają pewności. Nie są tak związane z naturą, z cyklicznością jak kiedyś. Są takie… laboratoryjne i wyobcowane z codzienności. Jak osobny kosmos, z osobnym biegiem wydarzeń, zasad, hierarchii, z inną grawitacją.

W starożytnym Egipcie istniały tzw. “Domy Życia”, które pełniły funkcje lecznicze, edukacyjne i religijne. Kapłani-medycy zajmowali się tam leczeniem, a także nauczaniem medycyny. Sama nazwa jest piękna.

Jak podaje francuski egiptolog, Pierre Montet, w Domu Życia, prawdopodobnie dokonywano między innymi rejestrowania urodzeń, małżeństw i zgonów. Wszystko na raz, w sumie… logicznie.

Ot, życie.

Tymczasem w tym szpitalu (który mam na myśli, ale nie chcę wskazywać palcem) jest strasznie duszno, nie wszędzie jest klimatyzacja (u lekarzy jest), a nastrój zamknięcia, oderwania od czasu i przestrzeni – zdecydowanie klaustrofobiczny. Każdy buduje tu strategię przetrwania na dwóch metrach łóżka, z dostępem do malutkiej łazienki. Oczekiwanie jest refrenem, do którego nie ma wesołej melodii.

Idę przez korytarze wprost do wyjścia i czuję się silna, zdrowa, a nawet młoda:).

Szpital zostawia zapach w moich włosach, a ja w nim zostawiam troskę. Taka wymiana.

Dom życia, tak….

Przychodnie i korytarze szpitalne są puste dopiero tuż przed nocą. Przedpołudnia to kadry a’la Breugel, to chaos, niepokój, umęczenie, kaszel, słabość, okupowanie ławeczek i siedzisk. Powietrze jest gęste od strachu i duchoty, a pomoc za zamkniętymi drzwiami uczy cierpliwości i czasu. Czasu. Dopiero wieczorem przychodzi moment ciszy, choć wybrzmiewa jeszcze echem kłótni w kolejkach i nerwowymi szeptami o diagnozach. Pozorna pustka.

Czas leczy rany?… nie tu.

Nie odważę się przejść przez korytarze z aparatem w ręku, gdy toczy się tu walka o zdrowe człowieczeństwo. Ale zapamiętam wszystko, mimo woli.

Czas leczy rany?… nie tak.