W zasadzie w tym procesie chodzi o takie odżywienia ciała, żeby się dobrze miało, ale… my współcześni zamieniliśmy jedzenie w jedną z rozrywek. W zasadzie tylko częściowo zależną od głodu, a częściowo realizującą zapotrzebowanie na zabawę, będącą narzędziem do oddalania od siebie trosk i nudy.
Drogą ewolucji nauczyliśmy się robić z jedzenia ucieczkę od smutków i urozmaicenie codzienności .
Dlatego organizowane są wycieczki „tropem sera”, „w poszukiwaniu smaku Francji” , festiwale „jajka od zielononóżki” i tym podobne. W sumie – nic zdrożnego, a jednak przekirowuje uwagę z żywienia w zabawę w smaki, w produkty, w sposoby ich spożywania
Do tego wszystkiego jedzenie w niektórych restauracjach wygląda jak ceremoniał, w którym uczestniczyć mogą tylko wtajemniczeni. I bogaci. Strach pomyśleć, że po takim czymś człowiek zwyczajnie robi kupę! Bez ceremonii.
Doprowadziliśmy proces jedzenia do punktu, w którym już doprawdy nie wiadomo jak sytuację podkręcić. A wystarczy popatrzeć na dzieci, które posiłek traktują w najbardziej naturalny sposób. Bez kulturowych nakładek. Bez ideologii. Jedzą gdy są głodne, nie siedzą przy stole godzinami, bo mają ważniejsze rzeczy do zrobienia. Nie grają przy stołach w życie towarzyskie.
Po prostu żywią ciało i pędzą się bawić. Naprawdę-bawić.
Bo jedzenie jest rozrywką, zabawą, relaksem, odpoczynkiem w umysłach dorosłych. Dla dzieci jedzenie to jedzenie.
Dziś nagle to do mnie dotarło. I wydało mi się to wielokrotnie dziwne.
Zatem – smacznego.