Warsztaty – sztuka pisania piosenki optymistycznej,czyli kto z nas nie nuci nigdy niczego?

Naprawdę wszyscy potrzebujemy optymizmu. Chociaż nie wszyscy potrzebujemy piosenek. Ale kto z nas nie nuci  nigdy niczego???

Dlatego pomogę napisać dobrą, optymistyczną piosenkę, piosenkę – pocieszycielkę, piosenkę – talizman, piosenkę na głęboki oddech 😉
To da się zrobić lekko, bez generowania stresu, bez obaw, bez napięcia. Są na to sposoby! Wprawdzie nie na każdego działają, ale po warsztatach – będziesz mieć pomysł na swój tekst (a przynajmniej na pierwsze, zgrabne linijki)

Posłuchaj….

Pytanie zadawała i rozmowę zmontowała Dorota Sokołowska (LOVE!!!!) 🙂

Szanowny adepcie sztuki pisania piosenek – jeżeli o mnie dotąd nie słyszałeś – to nic dziwnego. Ukrywam się. Za słowami najczęściej. Piosenki piszę od lat dwudziestu co najmniej, kiedyś dla siebie – teraz dla rozmaitych artystów, zajmujących się bardzo rozmaitą muzyką.

Dzień 1

Trochę teorii, rozmowa o oczekiwaniach
Budowa piosenki i jej zastosowanie
Rytmika, jako wsparcie
Balansowanie nastrojem jako ułatwienie
Pomysł jako podstawa (szukanie, segregowanie, próba wygenerowanie kilku na miejscu)
Jak piszący dogaduje się ze śpiewającym, jeśli to nie ta sama osoba? (BHP współpracy)

Dzień 2

Każdy z uczestników pisze piosenkę: wersje próbne, lekki szkice, rozwiązania dylematów
Wersja z muzyką
Wersja bez muzyki
Konkretne dyskusje o konkretnych pomysłach
Ćwiczenia z wyobraźni – czyli jak to zabrzmi i kto zaśpiewa to tak, jak należy (lub nauka wypuszczenia tekstu w świat)

***

I jakoś silnej czuję ten wiatr…

I teraz jakoś silnej czuję ten wiatr, który pomaga wzlatującym, w oczy nie wieje, a delikatnie opukuje plecy. Gdybym była postacią z rysunku, to pękłabym wzdłuż kręgosłupa i bym wysunęła skrzydła: silne, piękne, lśniące w słońcu. Otrzepałabym się, machnęłabym nimi kilka razy. Tylko dla efektu, dla poczucia, że są.

Nie odleciałabym daleko. Ot, spojrzenie z góry na drogę, na plac, na dom, na pole – gdzie w tym roku zakwitną chabry, takie pole jest czyste – a to już wystarczy. Zmieniam perspektywę – cały świat to rozumie. Podniebne ścieżki rozwijają się same, kierunkowskazy z chmur prezentują mi tysiące możliwości, i nagle ziemskie drogi zaczynają snuć się w innym tempie, inną frazą rozchodzą się w inne strony.

Mogę schować skrzydła. Ale nie muszę. Mogę ruszyć w drogę, ale to nie jest konieczne, żeby silniej poczuć ten wiatr, który pomaga wzlatującym.
#wiatr

Dobrze jest mieć dobry sposób na niepokój

Przy pierwszym powiewie niepokoju – moja noga wybija rytm o wiele szybszy niż rytm serca. Wygląda to na nerwowy tik, ale wcale nim nie jest. Jest informacją o niepokoju

Przy drugim powiewie niepokoju – trzeba więcej kawy, a wieczorem małe piwo. Symbolicznie. I tak tylko dla smaku.

Przy trzecim powiewie niepokoju – robi się gorąco… pomaga długie leżenie w wannie, serial, rozmowa z nikim o niczym, podsłuchiwanie sąsiadów, mruczenie kota.

Przy czwartym powiewie niepokoju – radio nie milknie, portale nadają jeden komunikat, telewizor mówi o tym, że na pewno umrę – nic nie pomaga, drżą obie nogi, tik nerwowy dotyczy kącika ust. Wyglądam, jakby  uśmiech nie schodził mi z twarzy i dlatego uparcie wciąż noszę maseczkę.

Przy piątym powiewie niepokoju – świat się kończy.

Ale i tak budzę się rano i zaczynam codzienną pracę. Smażę dwa jajka i boję się zmutowanego pomidora. Jest jak było, ale jest tak, jak nigdy więcej nie będzie.

A znajomi pukają do drzwi, żeby mi udowodnić, że świat się skończył, lecz wciąż jesteśmy. I rzeczywiście. Większość z nas wciąż tu jest.

Więc siadamy przy stole. Parzę kawy. Podaję ostatnie zakitrane ciasteczka. Moja noga wybija rytm o wiele szybszy niż rytm serca; zaczynamy śpiewać, najpierw cicho, a potem coraz głośniej.

Zaczynamy tańczyć, najpierw nieśmiało, w miejscu. A potem robimy wesoły pociąg i suniemy z pokoju do kuchni, kręcąc piruety w przedpokoju.

Nie ma powiewów niczego, na co nie mielibyśmy chęci.

To tyle.