Popandemiczność ma swoje bardzo jasne strony: Pojedynek Poetów – wygrany!

W 30-tej minucie i 30-tej sekundzie transmisji online (Teatru Stajnia) – okazuje się, że gołębie z mojego balkonu były jakże sensowną inspirację tekstu, którym postanowiłam podzielić się ze światem. Szanowne Jury rozpoznało moc tej pandemicznej sytuacji, oraz moc tej krótkiej, poetyckiej opowiastki. I ja teraz, po werdykcie, też czuję moc, naprawdę.

***

Zwycięski tekst powstał jako nieudany odcinek podcastowy i nigdy nie został nagrany, gdyż… jest jednak wierszem 🙂

Sytuacja na balkonie

Sytuacja na balkonie jest podbramkowa: chcą się wprowadzić gołębie,

chociaż je uprzedziłam, że balkon jest teraz moim oknem na świat.

Obsrały mi ten świat i aktualnie mocno się nie lubimy.

Na szczęście mam czas na sprzątanie.

Dla udowodnienia gołębiom, że to nie jest miejsce na gniazdo,

postanowiłam coś zaorać i zasiać.

Miejsca mało bardzo, lecz udrożniłam starą ziemię w donicy,

a w sklepie znalazłam bratki. Nic więcej. Tylko bratki.

Dla tych bratków teraz jestem jak siostra…..

 

I gdy do słów dołączę fotografie, to znów…

Ta poetycka impresja powstała dzięki wizycie na kolonii Aleksicze w gminie Zabłudów (Podlasie). To była tylko jedna tajemnicza noc, ale cóż… wiele by opowiadać. I to jest naprawdę mały (lecz metaforyczny) fragment wielkiej historii, która zamiatała tu życia pod próg.

Rzecz działa się na początku upalnego lata roku dwa tysiące dwudziestego.

Najpierw powstał odcinek podcastu, a jesienią wróciłam do tamtych wrażeń i…

 

 

realizacja, tekst, głos, zdjęcia – Miłka Malzahn

***

Mówią, że oczy to okna duszy. I patrząc w okna tego domu – widzę – widzę długą historię wojennych lęków, nieustającego strachu, ale o bardzo różnym natężeniu. Tu wciąż widać cienie bieżeństwa i głodu, welon za ciemnych nocy, zbyt wymagających dni, po których nawet cichy wieczór nie przynosi ukojenia. Patrzę w okna, mocne deszcze oblepiły je drobnym piaskiem, wysokie malwy – są jak wyjściowe wersje awangardowych rzęs. Jestem zaskoczona. Jestem zauroczona. Domek stoi przy wiejskiej drodze, na kolonii, więc w pobliżu tylko pola, przerzedzone lasy i sąsiedzi w odległości sześciu kilometrów. Idealne miejsce, żeby się ukryć przed wszystkimi dżumami tego świata. I przyroda zagląda do okien, a jaśmin przy ganku pachnie jak najwspanialsza drogeria pana boga. Poprawa humoru gwarantowana. Poprawa humoru – limitowana. Poprawa losu – może potem?

Nie wszystkie zachody słońca – próba pojęcia niepojętości.

I tak oto słońce zostaje we włosach, muska szkielety (ryb), kładzie się na ręczniku, zostaje w butach. Potem można jeszcze słońce wysypać z kieszeni, ale to jeszcze nie jest ten etap…

Lecz czy dzisiejszy zachód słońca już obejrzany? A przetrawiony? A pojęty w niepojętości swojej? Pytam, bo całkiem niedawno pędziłam za czerwoną kulką po plaży i….
Posłuchaj.

Nie zawsze umiemy obchodzić się z zachodem słońca. Kiedy widzę wczasowiczów, turystów, podróżników ustawiających palce w gaście: mam cię słonce, ty malutka kulko! – to się smucę.