„Kto zainstalował staruszków w Ritzu? Śledczy zaskoczeni” – tak pisze o książce Monika Żmijewska

Kto zainstalował staruszków w Ritzu? Śledczy zaskoczeni

Monika Żmijewska
28.10.2014 , aktualizacja: 29.10.2014 21:19
Hotel Ritz przed wojną. Zdjęcie pochodzi z albumu

Hotel Ritz przed wojną. Zdjęcie pochodzi z albumu „Białystok… to, co na gruzach powstało ” autorstwa Czesława i Danuty Dawdo (Album „Białystok… to, co na gruzach powstało ” autorstwa Czesława i Danuty Dawdo)

  • Okładka najnowszej książki Miłki O. Malzahn - miniatura
  • Miłka Malzahn prowadzi spotkanie z Krzysztofem Millerem - miniatura
  • Hotel Ritz, wystawa w Muzeum Historycznym - miniatura
Wyobraźcie sobie pewien poranek, w którym spiesząc koło Pałacu Branickich, podnosicie wzrok, a tam… Ritz. Podniszczony, podupadający, zmaterializowany w sposób niewytłumaczalny, ale co tam! Ważne, że jest… Niestety, to tylko wizja. Za to można zafundować sobie wieczór z Ritzem, powołanym do życia przez Miłkę O. Malzahn. Promocja jej najnowszej książki „Kosmos w Ritzu” – w środę (29.10) w kawiarni Fama, o godz. 18
W książce, wydanej w ciekawym formacie przez wydawnictwo Forma, słynny białostocki hotel, szybko rozebrany po wojnie, podnosi się z ruin, przybywa pewnego dnia, ni stąd, ni zowąd, nie wiadomo skąd. Nie było go, a znów jest. Zajmuje część ruchliwego ronda, osiada dostojnie w miejscu pomnika AK przy ul. Kilińskiego. A wraz z nim – tajemniczy mieszkańcy.Tu drobny wtręt dla tych, którzy pojęcia nie mają, cóż to był za przybytek. Więc w skrócie:Jeden z najbardziej reprezentacyjnych przedwojennych budynków w Białymstoku (obrotowe, kryształowe drzwi, pierwsza w mieście winda, łazienki z zimną i gorącą wodą). Jedna z najpiękniejszych i najbardziej eleganckich budowli, z falistą, miękką linią fasady.

Skrzyżowanie wpływów i interesów. Miejscówka białostockiego high life’u, panien z półświatka i najlepszych obywateli Rzeczypospolitej. Miejsce odpoczynku wielu znamienitych postaci: Poli Negri, Hanki Ordonówny, marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego, Marii Dąbrowskiej. A nawet, jeszcze przed I wojną światową – księcia Feliksa Jusupowa, późniejszego zabójcy Rasputina (prostego chłopa, który wskutek charyzmy i zbiegu rozmaitych przypadków stał się szarą eminencją na carskim dworze Romanowów).

Skąd ci starcy?

Mogłaby Miłka O. Malzahn wygodnie przemieszczać się między tymi udokumentowanymi historycznie faktami, przypominać znane postacie, z sentymentalną nutą umieścić je w bezpiecznej siatce powiązań. Ale nie, autorka idzie dalej, to ryzkantka. Przemieszcza się, owszem, ale między czasami, a nawet wymiarami. Bo choć wspomnienie Jusupowa gdzieś tam w tle miga, to nie zdokumentowana historia jest tu najważniejsza, ale ta, o której białostoczanie nie mają pojęcia. Co powiedzieliby na wieść, że Ritz to tajemniczy portal, w którym tajemniczy przybysze z innych światów realizowali i nadal realizują swoją misję? To wariant bardzo atrakcyjny, bardzo smaczny, można się w nim zanurzyć i rozmarzyć, bo takiego wątku w historii Białystok jeszcze nie miał.

Początkowo jednak hotel powołany do życia przez Malzahn jakoś nadzwyczajnie kosmicznie się nie prezentuje. Nadal pokaźny, ma grube mury, secesyjne zaokrąglenia, przybrudzone szyby. Ciągle działa na wyobraźnię, udziela się czar jego zamierzchłej dekadencji, choć smutno wygląda i podupadle. Pusty jednak nie stoi: w środku dziwnie pachnie, po korytarzach snują się ludzie. Starsi ludzie. Właściwie staruszkowie. I to okazuje się problemem. Nie wiadomo skąd się tam wzięli, nie ma ich w dokumentach, na zewnątrz ich nie słychać, choć wyglądają tak, jakby w Ritzu mieszkali od dawna.

O ich istnieniu nagle dowiaduje się właścicielka, która odziedziczyła hotel w spadku po kapryśnych ciotkach. Zrobiły sobie na złość testamentami, znienacka, gdy Kwiryna postanowiła właśnie odejść z tego świata. Tymczasem odejść nie może, nagle wkracza w nową rzeczywistość, wraz z hotelem. Tylko kto w nim zainstalował ponad 20 staruszków?

Humor i czułość

I tu pojawia się Fronasz, bohater z innej książki Miłki O Malzahn. – Jest sprawa, dobrze płatna, trzeba krążyć po jednym budynku – informuje swojego współpracownika, gdy dostaje zlecenie. Na sam krążeniu jednak się nie skończy. Fronasz, ustalając, skąd się wzięli tajemniczy mieszkańcy, podejdzie do sprawy metodycznie. I odkryje niezwykłą intrygę, która okaże się bardzo atrakcyjną alternatywą państwowych funduszy socjalnych. Ba, to alternatywa, która „ułatwi oryginalne zdystansowanie się do własnej przeszłości”.

Brzmi tajemniczo? W „Kosmosie w Ritzu” wszystko jest tajemnicze, ale że suto okraszone humorem i czułością wobec bohaterów – to i w kolejne sekrety czytelnik wchodzi z przyjemnością. I ze spokojem, a nawet zazdrością, przyjmuje genetyczne rewelacje w postaci 94-letniej Babci Herc (wyglądającej jak 50-letnia Madame Herc) czy CzłekoPtaka z innego wymiaru.

Ludzkie, (nie)ludzkie dziwolągi zawieszone w czasie, jak sam hotel Ritz, to jednak nie tylko dekoracyjne figury, zmyślnie wykorzystane w tej kryminalno-obyczajowej opowieści. Nie dajmy się zwieść jej lekkiemu tonowi, ona jest czymś więcej niż zgrabnie napisaną błahostką (taką się wydaje być na pozór w pierwszych dwóch częściach, bo część trzecia to już zupełnie inna historia, historia nieuchwytnej, nienazwanej choroby, ubranej w poetycką formę).

Pozór lekkości to tylko jedno z wielu twarzy „Kosmosu w Ritzu”. W całej książce sporo jest tropów, które oddalają się od głównej intrygi, a zapraszają do wędrówki w głąb nas samych. Na ile potrzebujemy wskrzeszania czegoś, czego już nie ma? Na ile potrzebujemy miłości, młodości, kojącej wiary w harmonię i łączność światów? I tego, że ktoś/lub coś naprawi to, co zepsute?

Ritz to tylko pretekst.