Widzi Misie – i celowość w twórczości.
Dni, które sprzyjają błahym pomysłom. Doceń je, no raczej. Przykład takiego pomysłu: objechać miasto rowerem i odwiedzić figurki misiów. W przerwie między opadami. Szybko, bo zimno.

Ale nic nie jest po prostu błahe, nic nie dzieje się bez powodu — bo **mózg uwielbia powody**.
Czyli – znajdź powód, a reszta się dopasuje, tak? No tak.
Mózg potrzebuje kierunku. Mapy. Nawet jeśli ta mapa to misie. Cel uruchamia w nas ruch – psychiczny, cielesny, emocjonalny. Zaczyna krążyć krew, dopamina, pojawia się więcej sensu w działaniu po prostu. Nawet, gdy jest bezsensowne. I nagle rzeczywistość się jakoś tak… porządkuje.
Pierwszy miś, drugi, trzeci. I mała wyprawa staje się **mikroopowieścią**. A mikroopowieści lubię wybitnie! Jak pisał Ryszard Kapuściński,
„podróż przecież nie zaczyna się w momencie, kiedy ruszamy w drogę, i nie kończy, kiedy dotarliśmy do mety… taśma pamięci kręci się w nas dalej”.
Właśnie ta taśma — mała, ukryta, osobista — tworzy mikroopowieść, w której nie chodzi o cel, tylko o obecność.
W twórczości to działa podobnie. Żeby coś powstało – tekst, dźwięk, obraz – potrzebny jest punkt, sensowny przystanek. Czasem tylko pretekst. Bo to nie o misie chodzi, tylko o ruch. Obecność w akcji, wyruszenie w tę drogę.
Człowiek, żeby tworzyć – musi namierzyć cel. Nawet błahy.
Tak widzi-misie ![]()
Doceniłam ten dzień.
A Ty, jak znajdujesz celowość?



A kiedyś wyruszyłam tak śladem kapliczek.


