Blog

W poszukiwaniu magii. Stambuł cz. 1

Do tego miasta nie można jechać na głodzie magii, bo niewiele się nie wydarzy. To jak z przyjściem w gości — trzeba coś wnieść — ciasto, wino, czy co tam uważamy za słuszne. Zatem do Stambułu wiozę magię Podlasia: trochę białej szałwii i kapsułki z CBD, by uspokoić ewentualne niepomyślne wiatry :). Jest wiosna, jeszcze chłodna, wiatr znad Bosforu jest przenikliwy, a słońce doświetla wszystkie zakurzone kąty. Kurzu tu akurat nie brakuje.

Zakładam, że jest to magiczny kurz.

I nie obawiam się go użyć.

Zwyczajowo magia Stambułu to — zachód słońca nad Bosforem, Hagia Sofie, Błękitny Meczet, pałac Tokapi… etc., no jasne.

A to, co nie jest do końca jasne – postanowiłam sprawdzić naocznie.

Miejsca mocy — interpretowane są inaczej w każdej kulturze.

Ale tam, gdzie osadzona jest jakaś religia — takie miejsca związane są z bohaterami, z osobami ważnymi dla społeczności, wyróżniającymi się czymś niezwykłym, lub ginącymi w oryginalny sposób — a tutaj akurat chrześcijaństwo wykazało się pomysłowością i stworzyło wielu świętych-męczenników. I wiele świętych miejsc.

Nad sposobami czczenia takich osobistości wyznawcy pracują przez wiele, wiele lat, zachowując ich w pamięci pokoleń, opracowując nauki, oraz wizerunki, albo tworząc adekwatne zapiski, czy przypowieści. Mnóstwo wysiłku!

Jeśli ten proces się udał — to nawet po wiekach, poprzez postać świętego, jego historię — można się wiele dowiedzieć o wyobrażeniach, o mitach istotnych dla danej społeczności, o znaczeniu tego konkretnego miejsca, o wartościach, które święty ma promować. W teraźniejszości, bo jak było na początku, jakie były jego realne, osobiste intencje – trudniej dookreślić.

Czasem są to opowieści tak bardzo lokalne, że jednak nie „idą w świat”, ale i tak tworzą miejsca mocy, miejsca modlitwy, miejsca, w których czas na chwilę się zatrzymuje.

W Stambule, przy jednym z takich miejsc zatrzymałam się tylko dlatego, że jakaś kobieta w hidżabie przystanęła przy zakratowanej furtce i stała tam nieruchomo o chwilę dłużej niż ktoś, kto czeka, aż go wpuszczą. Nikt jej nie wpuścił. Na całe szczęście. To był grób.

W każdym razie stanęłam za nią, potem za nami zatrąbił samochód wyjeżdżający z wąskiej bramy, wykutej w starym, miejskim murze.

Tak, to było święte miejsce. Miejsce zakurzone. Miejsce mocy. Wciąż nie wiem jakiej. 🙂

U mnie to była moc zdziwienia, bo znalezisko, choć niewątpliwie historyczne, okazało się mocno zagadkowe.

Zanim opowiem o tym grobie, nakreślę tło wydarzeń:

Otóż szwendałam się po dzielnicy Üsküdar, trochę z mapą w telefonie, ale bardziej licząc na szczęście, bo mapa kręciła mną bez opamiętania.

Nie mniej spacer był przeciekawy! Buty mam wciąż całe w kurzu.

Ta dzielnica od wieków jest znana jako jedno z najważniejszych centrów sufickich w Stambule. Znaleźć tu można wiele grobów świętych i ważnych postaci religijnych, a trafi się do nich dość łatwo — wystarczy tylko uparcie krążyć po wąskich uliczkach, wspinać się w górę i dół — i generalnie trzymać się muru.

Mur.

Oficjalne, historyczne zapisy skupiają się głównie na murach Konstantynopola, potężnej fortyfikacji chroniącej europejską część miasta. Jednak w czasach bizantyjskich, Üsküdar, znane jako Chrysopolis i było ważnym przedmieściem Konstantynopola, a jako strategiczny punkt kontroli nad Bosforem, również posiadało swoje umocnienia. Pomagały – do czasu, a teraz wyglądają mega tajemniczo.

Nie jest tajemnicą, iż wiele z kamieni użytych do konstrukcji murów w Üsküdar pochodziło z wcześniejszych budowli i z pewnością posiada w sobie energię poprzednich epok. Tajemnicą jest natomiast – jaka to energia. Ostatecznie — nie powstrzymała turków, więc się na tym nie będę skupiać.

W dotyku mur jest chłodny i chropowaty. Raczej jak staruszek, który z pobłażaniem patrzy na świat, niż jak wojownik, który użyje starej magii i miecza przeciwko niechcianym gościom. Ech…

Swoją drogą, patrząc na to tureckie miasto i chcąc wyobrazić sobie jego przeszłość, warto pamiętać, że przez wieki nie było tureckie. Kompletnie. Ani trochę.

Zostało wzięte siłą, a potem szczerze pokochane przez ‘oprawcę’, bo Stambuł naprawdę ma szczególne miejsce w sercach Turków.

O czym więcej można poczytać tutaj: https://www.tygodnikpowszechny.pl/570-lat-temu-padl-konstantynopol-jak-wydarzenie-zmienilo-losy-europy-i-swiata-185677

Akt podboju był formującym momentem w funkcjonowaniu bizantyjskiego miasta. Potężna, kolorowa i energetyczna stolica światowego imperium, a tak przy okazji — wielka inspiracja dla scenografów „Gry o tron” (patrz: Królewska Przystań) albo i „Pierścieni władzy” (Númenor) — dawno miała czas świetności za sobą. Przed nią był kolejny złoty wiek… tylko inny.

Wiele wiosen po tych wydarzeniach wybitny turecki poeta Yahya Kemal Beyatlı, napisał:

Według niektórych teorii, mury Üsküdar nie służyły jedynie celom obronnym. Mówi się, że w ich konstrukcję wplecione były magiczne runy i symbole, mające na celu ochronę miasta przed złymi duchami i negatywną energią. Może to działa do dziś? Położenie Stambułu na styku dwóch kontynentów, już samo w sobie jest niecodzienne, ale podejrzewam, że nie tylko to sprzyja przenikaniu się różnorakich wierzeń oraz praktyk magicznych.

Zatem magia spowodowała, że idąc wzdłuż muru — skręciłam na korty tenisowe. Wprawdzie zamknięte o tej porze dnia, a było przed południem, i przytulone do wielkiego muru, ale dość nowoczesne jak na tę starożytną scenerię.

Minęłam zamkniętą restaurację, informację, że wstępu nie ma i…

Edirnekapı Spor Tenis Girişi okazało się intrygująco dziwnym miejscem. Czułam to od palców stóp, po palce u rąk.

Istna brama tajemnic.

Brama Edirneńska – jedna z historycznych bram Konstantynopola, nazwę ma od miasta Edirne (Adrianopol), które było ważne i w czasach Bizancjum, i Imperium Osmańskim. Przez tę bramę wjeżdżali sułtani powracający z wypraw wojennych, to tędy wkraczały wojska zdobywające miasto.

Sama brama, była świadkiem burzliwych wydarzeń. Próbowałam stare mury zachęcić do zeznań — ale milczały. Może było zbyt rano?

Swoją drogą korty też są tu nie od dziś. A konkretnie Edirnekapı Spor Tenis Girişi powstał w okresie Republiki Tureckiej, kiedy to sport zyskiwał na popularności jako element nowoczesnego społeczeństwa. Czyli mniej więcej od 1923 roku. Oficjalnie, było to miejsce dla mieszkańców Stambułu, by mogli uprawiać tenis i spędzać czas na świeżym powietrzu.
Jednak, według niektórych źródeł, klub pełnił też drugą, ukrytą funkcję. Wierzono, że w jego podziemiach spotykała się tajna grupa miłośników historii i okultyzmu, poszukująca śladów dawnych cywilizacji, które zamieszkiwały te tereny przed Turkami. Mówiono o badaniach nad zapomnianymi rytuałami i próbach odnalezienia ukrytych artefaktów.

Stambuł (Konstantynopol). Zamek Twierdza Siedmiu Wież (Heptapyrgion, Yedikule, pol. Jedykuła) – Lesser, Aleksander (1814-1884)- rysownik cyfrowe.mnw.art.pl

Podobno pod kortami tenisowymi rozciąga się sieć starożytnych tuneli, sięgających głęboko pod miasto. Tunele mogą być pozostałością po podziemnym labiryncie, zbudowanym przez Bizantyjczyków w celach obronnych lub jako miejsce przechowywania skarbów. A jakże! Niektórzy twierdzili, że to w tych tunelach członkowie tajnego stowarzyszenia poszukiwali śladów dawnej magii. Owszem, wiele jest takich historii w wielu miastach, ale…

W miejscu, gdzie dzisiaj znajdują się korty, znaleziono też kamień z inskrypcjami niezidentyfikowanymi przez archeologów. Kamień zresztą zniknął bez śladu, a jego opis można znaleźć w dziennikach jednego z pierwszych założycieli klubu. Niektórzy uważają, że kamień był starożytnym artefaktem o magicznych właściwościach, który został ukryty lub zniszczony. Byłabym skłonna należeć do tej grupy, bo czemużby nie?
Mówi się też, że w nocy w okolicy Edirnekapı można usłyszeć szepty dawnych wojowników i poczuć obecność duchów. Niektórzy pracownicy klubu opowiają o dziwnych zjawiskach i niewyjaśnionych odgłosach, które miały miejsce po zmroku. Nie sprawdzałam i… nie jest mi do tego spieszno.

No dobrze, to wróćmy do grobu.

Usytuowany tuż przy ulicy, przytulony do muru, ciasno obudowany i okratowany, zapuszczony i ewidentnie nieodwiedzany przez tłumy — kogo chronił? Jaką moc miał ten zapomniany święty?

Wiele grobów w Üsküdar jest znanych lokalnie i często przekazywanych z pokolenia na pokolenie, niekoniecznie znajdując się w oficjalnych rejestrach historycznych. Dodatkowo transliteracja arabskich imion na turecki i inne języki może być różna, co utrudnia dokładne poszukiwanie.

Bardzo możliwe, że postać „Hz. Haceti Hafir r.a.” , jest postacią lokalnego świętego, ale chyba nie ma jego udokumentowanego życiorysu. Swoją drogą sporowyjaśnia takie tłumaczenie:

Słowo „hacet” w języku tureckim oznacza „potrzebę” lub „prośbę”, czyli mamy informację o miejscy, do którego ludzie przychodzą modlić się o spełnienie próśb. To sugeruje, że „Haceti Hafir” realnie jest na trasie tych, którzy szukają duchowej pomocy. Słowo Hafir, oznacza kopanie i to w sensie dosłownym.

Nie dokopałam się do opowieści, która kryje się za tym grobem, ale…

To był dopiero początek wędrówki.

Podróż sama w sobie zawsze jest w sporej części tajemnicą, prawda?

O czym przypominam. I pozdrawiam ze Stambułu!

Miłka

Miłka Malzahn, pisze powieści, myśli powieści, oraz powiada powieści (ale to tylko na specjalne życzenie tylko). Jest filozofem, dziennikarzem, pisze książki, wykłada na uczelniach i robi czapki na szydełku, bo ma taką fantazję i lubi podążać za nitką.