To jest taka zachęta do potraktowanie kulinariów w sposób wyjątkowy. Można do tego dodać scenografię Rzymu, można wymyślić sobie inne punkty odniesienia. Ta rozmowa niech będzie szeroko pojętą inspiracją. Dla mnie była. Do teraz czuje głód. Głód ciekawego menu. Głód podróży. Nawet małej. Niekoniecznie tam… Ale koniecznie z Basią 😉 basiakaminska.pl
Moc mieszka w niemocy. Ale czy już lubisz swoją niemoc?
A raczej niemoc jest trampoliną mocy. To jasne. Wystarczy wyciszyć – to ‘nie’, które nam się przydarza. Albo je usunąć. Wystarczy w ogóle zminimalizować „nie” nie zgodę, nieakceptację, niechęć, niewiarę, niejasność – i podnosi się nagle taka mgła pełna nerwowych wyładowań izawisa gdzieś wysoko, potem przegania ją wiatr „pójścia po rozum do głowy” – i o – już dokładnie widać horyzont. Widać to, co jest blisko, dokładnie i z kontekstem. Nie jest to czcza metafora. To efekt prostego doświadczenia. Mojego własnego. Wystarczy w kwietniu przeżyć śnieżycę, 24-godzinne opady ciężkiego mokrego śniegu, które stworzą tzw. śniegołom. Wystarczy postawić samochód pod wysokimi krzewami, żeby po 8 godzinach te krzewy leżał na samochodzieprzykryte grubą czapą śniegu, a dookoła, do wysokości okien (np.. prawie) pięknie układały się śniegowe wydmy.
Wystarczy, żeod doby na wsi nie będzie prądu i telefonii komórkowej. U mnie łapało Białoruś, ale to spore finansowe ryzyko, wiadomo. Oczywiście w takich warunkach ogrzewanie zaczyna wysiadać, a zanim się rozpali w analogowym kominku, w jednym tzw. dużym pokoju (średnio trzymającym temperaturę) – to robi się tak, żę koc. I jeszcze jeden koc się przyda. Zmierzch przy świeczkach? jest taki romantyczny, ale przez hm.. 2 godziny, bo z czytaniem… niewygodnie. no ale…. na szczęście gaz jest tu tylko z butli….. Ciepła herbata na stole.
Zatem gdy komfort codzienności nagle się załamuje z powodu nadmiaru piękna… śniegowego krajobrazu, białej czapy wyciszającej dźwięki tej cywilizacji – to wpada się w różne stany. A zapomniałam, że nagłemu uderzeniu zimy w kwietniu towarzyszyły ptasie śpiewy, świergolenia, wiosenne zamieszanie. Dysonans taki krajobrazowo dźwiękowy. Wysokie śniegi, łamiące się drzewa i ptaszęta….
Co tam ptaszęta, samochód przygniecione krzaczorami i śniegiem czeka na ratunek!
Więc próbując wyciągnąć auto spod krzaków, wykopć koła ze śniegowych zasp, zakręcić się, rozpędzić i dotrzeć przynajmniej do bramy wyjazdowej
ach… mrzonki, biały welon optymizmu!
Nie udało się. Zakopałam się na pierwszym metrze, nie wykręciłam w dobrą stronę, a wręcz przeciwnie, oraz uświadomiłam sobie, że nawet nie mogę zadzwonić po pomoc. Bo telefony nigdzie nie działają.
Cisza. Oraz szybki oddech osoby, która przekopywała śnieg przez dobrą godzinę.
Zdejmuję czapkę, bo jest mi za gorąco, a wciąż pada śnieg i mam mokre włosy, w butach chlupocze rozpuszczona, pośniegowa woda.
Niemoc.
Totalna niemoc.
Która płynie przez głowę.
I w tej sekundzie decyduję, żenie będzie to głośny wodospad zdenerwowania, oraz chaotyczne poszukiwania wyjścia z tej niewyjściowej sytuacji.
Postanawiam zatrzymać tę niemoc z głowie, gdzie momentalnie robi się cicha przestrzeń, oko cyklonu, idealny spokój, absolutne zrelaksowanie. Jestem w punkcie , w którym jest wielkie zatrzymanie, ato tak słodkie i przytulne, że chciałabym więcej i więcej
Więcej niemocy
Co za doświadczenie
Będzie co będzie – nie jako zgrabne powiedzonko, ale jako realna informacja, nie zabarwiona emocjonalnie. Intymna wiadomość dla mojej głowy, która gotowa była na huragan opcji. Będzie co będzie. Będzie co będzie.
Nic.
nic jest wystarczające.
W niemocy mieszka moc wygadania tego, co nie potrzebne.
Moc wystarczalności.
Moc wszystkiego dobrego, na które robi się miejsce.
Nic nie jest „na nie”, każda opcja jest na tak.
Zostawiam samochód wbity w zaspę, pokracznie, na środku podwórka i idę pobyć w niemocy. Jak przyjemnie!
Jeśli tej zimy nauczymy się ślizgać wręcz zawodowo, to przejdziemy ślizgiem przez wszystkie systemowe fantasmagorie. Wślizgniemy się w rzeczywistość w sobie właściwym stylu. Nie zatrzymywani przez nikogo. Dlatego nie waham się – przyjmując pozycję skoczka na przejściu dla pieszych, odpycham się od hałdy śniegu prawą nogą, a lewą steruję. Coraz umiejętnej. Rozkładam ręce na boki, raczej dla fanu, niż z praktyczności. Pozycja tancerza na linie przyda się na wąziutkiej ścieżce chodnika wydeptanej przez kilku przechodniów. Krok za krokiem. Step by step. Depczemy obie po pętach. Wciągamy brzuchy przy wymijaniu czego i tak nie widać spod puchówek.
Ludzie ślizgają się i martwią się
ślizgają się i martwią się
I ja się nie dziwię, ale postanawiam ślizgać się egzystencjalnie. Prześlizgnąć przez zimę, wyślizgane frazesy odrzucić i ustalić szlak osobistego ślizgu. Jedynie słuszny mogłabym też sobie poskakać z radości, ale to potem.
INSPIRACJA
„I ten upór ich zgubi, powiedziałem już panu. – Czyli powinienem skakać z radości? – zapytał…” Mario Vargas Llosa „Dyskretny bohater” strona 89:) Wydawnictwo Znak.