Rzecz o zabawie i przyjemności. Jakie to jest bowiem przyjemne! Są dni szare i noce kolorowe. Noce kupały, noce pełni księżyca, noce bezsenne, no…. Mikołaj Bierdiajew: „Noc jest nie mniej cudowna niż dzień, jest nie mniej boska; w nocy gwiazdy świecą jasno i są objawienia, które dzień ignoruje”. Zatem od teraz nigdy przenigdy nie ignorujmy nocy jako swego rodzaju placu ludzkich zabaw, bo ten odcinek jest o życiu towarzyskim.
O takim, do którego się tęskni, którego się pragnie. Aktywność towarzyską , można odkrywać nieustannie. Nie ustawać w grillu z pakietem piwnym, nie ograniczać wyobraźni, dobrze jet zacząć od wizji, a przynajmniej tak twierdzi moja znajoma Monika ( poszukajcie jej saunogrodu) 0 Monika sierakowska, bo rozmawiałyśmy niedawno o tym czym i jaka może być zabawa budujemy wizję.
Takie samopoczucie – na wagę złota po prostuję nic dziwnego, że od wieków przydawała się do tego szczypta magii – patrz kwiat paproci, czy coś a skoro o kupalnocce – to Monika ma krąg znajomych i przyjaciół zafascynowanych zesłowiańszcza. Ich świętowanie, to nie grill. Oooj nie! Monika w dźwięku Jakie to jest przyjemne! Właśnie. Można to sobie powtarzać przy każdej adekwatnej okazji Nie tylko w święta słowiańskie, nie tylko przy grach i zabawach przy ognisku. Tak sobie mylę, że przyjemne są rożne niestandardowe aktywności.
Zabawa słowem?
O – to jest szalenie przyjemne nauka kreatywności – pierwsza klasa.
Człowiek to istota społeczna, świruje od nadmiaru samotności, rozkwita w dobrej relacji. Odpowiednie towarzystwo – to troska wielu pokoleń i tego nic nie zmieni. Nawet internet, nawet sztuka cyfrowej iluzji. Ciepło ludzkie dąży do ciepła ludzkiego i to jest piękne. Niestety forma tego dążenia potrafi się deformować, wychładzać ludzi, odczulać czułość, lub zwyczajnie – nasze spotkania puste są i niekonieczne.
A przecież życie towarzyskie – to szalenie ważna część naszego bycia w świecie. I nie można lekceważyć jakości takich spotkań, pomijać ich wpływu na nasze samopoczucie i na losy świata.
A zauważyłam pewne lekceważenie, nieuważność, niestarannie się, pójście na towarzyską łatwiznę.
Jest jeszcze gorzej: profesor Heinrich Zimbermann napisał w swojej książce „Próba nowego określenia zjawisk społecznych” , że “(…) ludzie łączą się ze sobą w grupy głównie po to, aby rozmawiać o innych ludziach bądź innych grupach. A podstawową komórką organizacyjną wspólnoty jest silna potrzeba tego, co Zimbermann nazywa „celową wypowiedzią o danej osobie, do której odnosi się negatywna charakterystyka”, czyli czegoś, co w zasadzie można spokojnie nazwać „obgadywaniem”. A przy okazji ta negatywność jest jak magnez, bo autor książki zbadał pisma Ojców Pustyni, i doszedł do wniosku, że pustelnicy nieustannie źle wypowiadali się o Kusicielu i mamidłach, a wypowiadając te negatywne uwagi, łączyli się w grupy, tworząc osobliwą, ale jednak – grupę społeczną – zwaną niewidzialnym kościołem, społecznością ducha. Jak zwał tak zwał, na negatywie to było budowane, hodowane na ograniczeniach życia towarzyskiego, no, chyba że mamidła można by uznać za rodzaj pewnego koleżeństwa.
Zostanę przy tym arystotelesowskim określeniu, że człowiek to istota społeczna, i świruje od samotności, a rozkwita w dobrej relacji.
I dobra, świadoma relacja – to sprawa bezcenna, sensotwórcza, człowiekolubna, wzorcowa, wzbogacająca pod każdym względem, jeśli siedzimy przy stole z ludźmi, którzy z nami nie rezonują i ten brak rezonansu uważają za osobistą obrazę i przez dłuższy czas dają CI to do zrozumienia – to…. uświadom to sobie i nie pakuj się w podobne akcje. Nigdy więcej.
Naprawdę to nie opłaca się bylejakość w towarzyskiej dziedzinie. Trzeba, należy chronić swoją wrażliwość i jej ufać.
Kiedyś rozmawiałam z artystka Piwnicy Pod Baranami, Agata Ślazyk (polecam tak swoją drogą), rozmawiałyśmy o śpiewaniu nie o życiu towarzyskim, ale śpiewanie bardzo wspiera życie towarzyskie! Agata ZAŚ powiedział taką ważną rzecz:
I… Agata mówi to tylko w tym dźwięku. 🙂
A to – czy się dobrze czujemy- jest również kwestią środowiska towarzyskiego, które odpowiada, albo nie odpowiada na nasze serdeczne sygnały.
Zresztą wraz z kilkoma cudownymi znajomymi ustaliliśmy, że każde z nas posiada podobne ni wzorcowe doświadczenia z różnorakich spotkań, które nie były ani ciepłe, ani serdeczne, ani inspirujące, ani podnoszące na duchu, ani łagodne dla ciała (patrz obżarstwo…!)
Postanowiliśmy jakoś podsumować sytuację i ustalić raz na zawsze co jest dla nas ważne i czego zamierzamy się trzymać i podejrzewam, że to są to uniwersalne wytyczne, w dodatku banalne. Ale – nie zawaham się ich użyć… w kolejnym odcinku!
Bycie z ludźmi to nie to samo bycie wśród ludzi, ale tak czy inaczej – stare wzory budowanie towarzyskich relacji – powinny już przejść do historii. I nie – być modyfikowane, czy być bazą do wariacji na temat spotkań ze znajomymi, czy z przyjaciółmi – nie. Stare wzorce powinny zwinąć się w kłębek i zasnąć na dnie piwnicy. Opiwszy się przedtem porządnie , bo tu w zasadzie o picie i życie i bycie chodzi.
I nie – nie neguję picia życia i bycia, ale uważam, że wypracowane przez naszą cywilizację sposoby – już nam nie służą. N, nie w 100%. Dzisiaj rozmawiałam z moim tatą, próbując odtworzyć życie towarzyskie pokolenia urodzonego w okolicy 1940 roku. Jest to o tyle ważne, że ten model prowadzenia życia towarzyskiego tylko lekko został zmodyfikowany przez kolejne pokolenia i w zasadzie, że tak powiem — szkielet tego pomysłu wspólnego spędzania czasu w sposób dla uczestników miły i rozrywkowy — zasadniczo się nie zmienił. Jeszcze.
Ale czas zmian rozmaitych teraz mamy, więc to jest apel, żeby sprawę towarzyskiej aktywności porządnie przemyśleć. Bo to, co było — nie ma sensu. Może wtedy miało, ale teraz – nie. Po pierwsze, w Polsce, a latach powojennych, a potem powiedzmy, w latach 80 tych 90 tych strasznie się piło. I to było wówczas OK. A z perspektywy wsi: wszystkie święta to mięso na stole, wino, wódeczka. Każda załatwiona sprawa – wódeczka. I wiadomo, czasy ciężkie – więc mięso na sole. U mnie na wsi dużo się polowało, w pracy u taty każde imieniny-to przez 15 – poczęstuneczek. Legalnie. Bardzo długo to było ok, a jakiś kierowca odwoził cale towarzystwo potem po domach. Rozmawiało się o pracy. Pytałam. I może trochę… plotki, takie tam lokalne wieści. Żadna tam konspiracja. Wszystkie państwowe święta, pierwsze maje, czyny społeczne-kończyły się małą wódeczką. Bicie świniaka po sąsiedzku, inwetaryzacje – mnóstwo okazji. Nie wiem, skąd oni brali na to czas?:)
No dobrze, siadało się, w czasach kryzysu-jadło dużo, bo to było ważne i miłe i się piło. Obowiązkowo. I – to jest dość kluczowe — przez te liczne drobne i niedrobne okazje robiło się siatkę znajomości, dzięki którym załatwiało się różne życiowe sprawy. Trzeba pamiętać, że nie każdy miał telefon i jak się człowiek z człowiekiem nie spotkał, to niczego nie dogadał. A jak już się spotkał to ((na zdrowie etc…) Pamiętam sylwestry domowe moich rodziców, słuchane zza zamkniętych drzwi, bo dzieciaki nie piły, wiadomo — było z tańcami (gitara w ruch, albo kaseciak), z gorzkimi żalami nad ranem (tu Okudżawa i Kaczmarski aktywował głębię tęsknot), z omawianiem przypadków życiowych.
Szły eleganckie grzańce zimą takie na piwie i z koglem-moglem (ekskluzywnie), oraz grogi. I samogon, rzecz jasna. Ale to na co dzień, nie od takiego święta przecież. I towarzystwo było raczej zgrane, stabilne w miarę, niezmienne ale … ile można?
***
Tata wspomina młodość z sentymentem, wątrobę ma w nie najlepszym stanie, a świat przez to picie, i posiadówki przy zastawionych stołach chyba nie stał się fajniejszy, ale może ludzie mieli swoją pauzę od rzeczywistości Nie chce oceniać Chcę zapytać — jak teraz spędzamy czas razem. Towarzysko. Co robimy. Czy rozmawiamy ze sobą…szczerze? Od środka. A jeśli tak to…. więcej w dźwięku.