Białowieża i Solidarność – rodzinny punkt widzenia cz 1.

I myśmy tej prawdy strasznie potrzebowali

Myślenie, że natchnionego marzenia. Szczególnie wtedy, gdy uczestniczyło się w tej historii, gdy włączone zostały emocje i rejestrowała to pamięć. Na tym naszym człowieczym dysku zapisane jest wielka historia, ale w intrygujących, bardzo czasem ciekawych – ale małych, pakietach

Czasy mamy niespokojne, powodów do szykowania na zmiany, do elastyczności – jest naprawdę sporo. I nie ma co panikować, jako ludzkość – stawaliśmy wobec tego typu wyzwań co wojnę, co kataklizm, co polityczne zwroty akcji. czyli – cyklicznie. Każde pokolenie ma czas swoich małych albo większych dramatów. Każde pokolenie w którymś momencie musi zapytać – czy to ono tworzy tę społeczność, w której żyje, czy ktoś to robi za nich. Ktoś t robi za nas.

 

Moje pokolenie ma teraz do dyspozycji pandemię, pokolenie rodziców stawiało swoje kluczowe pytania w latach 80 ubiegłego wieku, kiedy ówczesna polityczna i społeczna rzeczywistość coraz wyraźniej rozchodziła się w szwach. Ale ponieważ punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, to nie wszędzie i nie każdy brał udział w spektakularnej walce. Nawet jeśli czuł, że tak by trzeba było.
W większych ośrodkach, w miastach napięcia i reperkusje były duże, zostały opisane, historyczne fakty opracowywano po latach. Jednak wychowywałam się na wsi. Naprawdę trochę dziwnej wsi, nietypowej. Pamiętam tamto solidarnościowe poruszenie w nieistotnych już dzisiaj detalach, co nie zmienia faktu, że był to ważny moment, jeśli nie dla tamtego wiejskiego świata , to dla moich rodziców, z którym pewnego dnia postanowiłam odkryć nasze lokalne, kameralne, zwyczajne, codzienne karty wielkiej historii.

Niby to takie banalne, ale i dziś (jaj i wtedy) gra toczy się o prawdę.