Ej, Mandala!

Lubię mandale, ten powtarzający się wzór, ten ruch obrotowy, ta historia i idea. w zasadzie wiele idei, która za mandalą stoi. Lubię mandale w obrazach, w działaniu, w biżuterii. Jestem w mandalowym loomie, ruchu, koncepcie, który koncentruje moje myśli na żywiołach. Odkrywam w sobie ogień. Odkrywam powietrze, ziemię, wodę.

Trochę medycyna chińska, trochę świat równoległy, dzięki któremu coraz bardziej pojmuję wszystkie światy tego świata. W tej mandali o której myślę chodzi o marzenia, a ktoś mądry kiedyś mi powiedział (i trzymam się tego do dziś) , że nie ma co marzyć o konkretnych rzeczach. Lepiej sobie wymarzyć, zaobserwować, wystarać się o stan. Jeśli jestem zmęczona, to moim marzeniem jest pełne rozluźnienie ciała, przyjemność poczucia totalnego luzu, regenerację skóry, która staje się miękka i gładka. Poczucie pełni i porządku.

– zamiast – ej, chcę wyjechać na Gran Canarię. Oczywiście wyspa byłaby cudowna , ale może dobre wiatry czują dla mnie piękniejsze miejsce , które zadziała jeszcze lepiej. Daję Dobrych wiatrom pełną wolność w doprowadzeniu mnie tam, gdzie potrzebuję, a nie gdzie sobie wydumam. To znaczy – być na fali… Zatem marzę na fali – wiem w jakim stanie chciałabym być, a reszta – nie mnie w tym stanie usadowi! W necie jest taki skrócony poetycki przepis, na marzenie w kręgu mandali, tego ruchu o dwóch twarzach – twarzy marzycielskiej i uśmiechniętej i twarzy medialnej, tracącej pieniądze na nie wiadomo co, na.. marzenia? Ej… zamiast weekendu na Kanarach. Tak, wybrałam marzenia. A tekst pieśni jest w dźwięku. (dzięki Dorotko) * możesz postawić mi kawę – kliknij tu 🙂 https://buycoffee.to/dziennik.zmian

Ruszaj, by celebrować ruch!

Ruszaj, by celebrować ruch!

Pewne jest, że jedyny pewnik to zmiana. Nie mogło być tak dłużej bez poruszenia. Ani politycznie nie mogło, ani społecznie. Stojąca woda nie jest zdrowa. Nieużywana droga – chwastem zarasta.

Gdy człowiek idzie do celu (albo idzie, bo ile można leżeć?) to zatrzymuje się żeby odetchnąć. Na moment – nie na zawsze. Zatrzymanie się na zawsze nazywamy: wiecznym odpoczywaniem. Kuszące oczywiście, lecz o czasie. A ruch, taki XIX-wieczny, gdy odkrywano szybką kolej i elektryczność: podziwiam, celebruję, uczestniczę w ruchu. Decyduję się na ruch, nie na wyścigi, ale na ruch. Mam wielką zgodę na niewielkie życie, które .. niech umyka, bo jest w ruchu, niech dzieje się, wydarza. Nawet pusta ulica ma w sobie ten potencjał – patrz: przystanęła, oddycha słońcem – zaraz się znowu wszystko zacznie…. Ruch, niekoniecznie do przodu, koniecznie w zgodzie z tym co jest i z tym, co być może.

Ps. z tego wszystkiego to sięgnę po ogłoszony w 1922 r. przez Tadeusza Peipera manifest: „Miasto. Masa. Maszyna”.

***

Ruszaj, by celebrować ruch! Tak, bo nagle odkryłam, że jestem celebrytką jako celebrująca ruch (najczęściej w bzruchu). Liczy się jednak świadomość tego, że ruch, przemijanie, poruszanie się w czasie i przestrzeni -to ważne jest. I piękne! Do tego stopnia, że sięgnęłam po ogłoszony w 1922 r. przez Tadeusza Peipera manifest: „Miasto. Masa. Maszyna”.

Mało tego – Po Bergsona też, który w książce „Myśl i ruch” przypomina, że „trzeba umieścić się ponownie w trwaniu i uchwycić rzeczywistość w ruchomości, która jest jej istotą”. Szaleństwo, prawda? Ale umieszczam się w „ruchomości” – i proponuję posłuchanie tego odcinka… dla sprawdzenia jak to z Twoją celebracją ruchu?