Mój ruch, twój ruch – hej, cantienica …

Mój ruch, twój ruch – hej, cantienica …

Mój ruch, twój ruch. Patrzę na szachownicę. Byłam skoczkiem, (nie – wieżą, a skoczkiem), który poczuł, że skakanie nadwyręża nierozciągnięte mięśnie, i męczy sztywny kręgosłup. Jestem skoczkiem, który nie skakał.  Aż pewnego dnia, pewnego dnia…

Zrozumiałam perfekcję ciała. Tak po prostu. Z samego rana, robiąc kawę, poczułam każdą część siebie w sensownym, zrozumiałym ułożeniu. Po całym roku ćwiczenia cantieniki, po niewidocznych dla mnie  postępach, nagle zapanowałam nad własną motoryką i materią tkanek miękkich. Mięśnie głębokie, bezboleśnie, zamanifestowały swoją obecność. To brzmi jak wyznanie, bo to jest wyznanie. Poznałam rodzaj ruchu, który mnie nie wkurza. Dzięki Joli Czajce, która tego mojego ruchu pilnuje. I kiedyś, rozmawiając wieczorową porą przy dużym stole, jej wyznanie zabrzmiało nader entuzjastycznie. O, też pochodzę do sprawy radośnie, choć przyznaję, że nie aż tak. No ala, dla ciekawskich w dźwięku wyjaśnienia.

rozmówczyni –  Jolanda Czajka /CANTIENICA-Trening. Instruktor-Jolanta Czajka, Studio Slow Fitness

Kiedy i gdzie zaczęła się Twoja pierwsza rzeka?

Rzeka. Ta rzeka, pierwsza rzeka – zaczęła się (dla mnie) wtedy, gdy zobaczyłam ją po raz pierwszy. Niewiele znacząca leśna rzeka, płynąca przez Puszcze Białowieską: żółta woda, powolny nurt, silny zapach organicznych resztek.

Zrozumiałam, że jest ważna, gdy stoję na moście, na Wysokim Bagnie, w lesie, kilometr od granicy  słuchałam warkotu i jakiś huczenia,  militarnych ruchów zza ówczesnej granica z ZSRR.

Teraz rzeka cicho  wpływa z Białorusi, do Polski. Tylko ptaki towarzyszą przekraczaniu tej granicy.

Dla mnie Narewka zaistniała w stanie wojennym, w latach 80 tych ubiegłego wieku, by być ze mną do czasu, gdy wciągnie mnie inny nurt życia. Co zresztą si stało. Bo ta sama rzeka  przy moście na Białowieży towarowej była moim kąpieliskiem, była łowiskiem dla mojego dziadka, niedzielnego, wakacyjnego wędkarza, była źródłem nieistotnych historyjek i scenografią dla nastoletnich wyznań. O zachodzie słońca. Pierwsze pijawki, tony komarów i gzy, bo wtedy jeszcze nad rzekę goniono krowy z pastwiska. Żeby się wody napiły.

Dziś na wsi nie ma krów.

 

Ale kiedy zobaczyłam ją po raz pierwszy, była uregulowaną rzeką, łączący świat wody i świat lasu, świat innego kraju i świat mojej strefy czasowej. Nie kluczyła, nie kłamała, nie pozowała na większą i lepszą.  Ostatnio postanowiono przywrócić jej  meandry, zarośla w których gnieździłyby się dzikie i rzadkie ptaki.

I taka teraz jest. Powolna, zarośnięta, z mniejszą ilością wody, bo puszcza schnie tak, jak cała planeta po naszej, zielonej stronie.

Rzeka wciąż  jest tą, którą odwiedzam tak często jak tylko się da.

Więc  kiedy i gdzie zaczęła się Twoja pierwsza rzeka?   Kiedy i gdzie zaczęła się Twoja pierwsza rzeka?

I gdy do słów dołączę fotografie, to znów…

Ta poetycka impresja powstała dzięki wizycie na kolonii Aleksicze w gminie Zabłudów (Podlasie). To była tylko jedna tajemnicza noc, ale cóż… wiele by opowiadać. I to jest naprawdę mały (lecz metaforyczny) fragment wielkiej historii, która zamiatała tu życia pod próg.

Rzecz działa się na początku upalnego lata roku dwa tysiące dwudziestego.

Najpierw powstał odcinek podcastu, a jesienią wróciłam do tamtych wrażeń i…

 

 

realizacja, tekst, głos, zdjęcia – Miłka Malzahn

***

Mówią, że oczy to okna duszy. I patrząc w okna tego domu – widzę – widzę długą historię wojennych lęków, nieustającego strachu, ale o bardzo różnym natężeniu. Tu wciąż widać cienie bieżeństwa i głodu, welon za ciemnych nocy, zbyt wymagających dni, po których nawet cichy wieczór nie przynosi ukojenia. Patrzę w okna, mocne deszcze oblepiły je drobnym piaskiem, wysokie malwy – są jak wyjściowe wersje awangardowych rzęs. Jestem zaskoczona. Jestem zauroczona. Domek stoi przy wiejskiej drodze, na kolonii, więc w pobliżu tylko pola, przerzedzone lasy i sąsiedzi w odległości sześciu kilometrów. Idealne miejsce, żeby się ukryć przed wszystkimi dżumami tego świata. I przyroda zagląda do okien, a jaśmin przy ganku pachnie jak najwspanialsza drogeria pana boga. Poprawa humoru gwarantowana. Poprawa humoru – limitowana. Poprawa losu – może potem?