To życie jest, a nie polityka. Białowieża kiedyś, a jak ma się dziś… inny razem.

Lokalne życie polityczne nabiera rumieńców, a czasem się… rumieni. Tak, czy inaczej – za miesiąc wybory.
Jestem sercem za akcją „Głosuję na kobiety 2024”, bo doprawdy ten klucz wciąż jeszcze wydaje się otwierać jakieś inne drzwi niż zazwyczaj. I do tego mam taką oto historię pewnej historii. Tak dla nieprzekonanych.
***
To działo się 4 czerwca 1989, głosowanie w wyborach przyniosło zdecydowane zwycięstwo opozycji solidarnościowej i jednocześnie druzgocącą porażkę komunistycznej władzy. Hen na rubieży, w Białowieży, miała formować się nowa, pierwsza niezależna (ha, ha, ha:) Rada Gminy. Wtedy swoją kandydaturę, po raz pierwszy, zaproponowały kobiety pracujące tu naukowo. Dotychczas to środowisko nie widziało sensu w angażowaniu się w miejscowe rozgrywki PRL-owskiej władzy, ale Solidarność – przynosiła nadzieję. W dużej dawce. Była szansa, by wiele zmienić. Był czas snucia planów. Był czas realizowania marzeń. Kampanię rozpoczęła #SimonaKossak i moja mama – Elżbieta Malzahn. A jak się skończyła ta próba ulepszania świata w puszczańskim środowisku? Tak… proszę posłuchać, to raptem 5 minut. A pouczające
Ale też proszę się nie zniechęcać! Od tamtego czasu – naukowcy i inni „wizjonerzy” podjęli wiele prób zmiany tego świata, nabierali doświadczenia i korygowali kierunek. A teraz ten świat ma chyba dość starych ram. I dlatego można zacząć od tej drobnej zmiany, oddać głos kobietom, w hołdzie tym, które nie miały tej szansy. I jeszcze odcinek poglądowy na dalekie, ale wcale nie takie blade tło toczących się białowieskich sporów