Z Szeptuchą na ganku siedzę – oj, jak dobrze :)

Łooooooj jak dobrzeeeee – to taka fraza, która nie zawsze ma miejsce na wybrzmienie W bloku, na balkonie – no, nie zabrzmi, choćby nie wiem co. Choćby i w bloku na balkonie dobrze było – to nie zabrzmi.
Na ganku u szeptuchy – zabrzmi. Choćby nie wiem co

Siedzimy z Szeptuchą na ganku. Uprawiamy medycynę ludową, herbata z miodem i ciastka. Może Nie uleczą, ale zawsze są OK. Uprawiamy medycynę ludową – szepczemy , co tam, gdzie tam i dlaczego. Jest środek upalnego lata, słońce ma się ku zachodowi i w tej złotej godzinie obie wyglądamy ładnie. Rysy złagodzone miękkim światłem, uśmiechy rzeźbione przedwieczorną porą, lata co za nami świecą przykładem i doświadczeniem. Żyć nie umierać. Poza tym ta Szeptucha umie też leczyć śmiechem, wyliczamy więc różne opcje ludowej rozrywki, i w akcie nawiedzenie absurdem podejrzewamy, że mogłaby dostać propozycję tańca na rurze. – tylko pokażcie mi tę różę – mówi Szeptucha i lądujemy ze śmiechu pod stołem. Ej wesoło jest na ganku. Swoją drogą Szeptucha , tradycyjnie też ceremonię „spalania róży” może zrobić. Bardzo skuteczną.

Siedzimy z Szeptuchą na ganku i kiedy kończą nam się ciastka, zaczynamy rozmowę o sprawach nieziemskich, nagle pojawia się wiatr, który sprawia, że komary tracą trajektorię lotu i nie gryzą nas już po kostkach. Wiatr szeleści liśćmi jabłoni i też szepcze. Udatnie.

Oj, noc za naszymi plecami rozpościera prześcieradło, na którym każda z nas wyświetli sobie własne sny. A kolorowe będą. I na temat.

Dobrze, naprawdę dobrze jest posiedzieć z Szeptuchą na ganku.