Blog

Operetkowy show i urok zombie.

Jak wyrośliśmy z operetki, ale nie każdy to zauważył.

No jak? Normalnie. Wyrośliśmy z operetki z czasem. Jej czas przeminął.

Włoska nazwy operetki operetta oznacza małą operę. Coś krótszego, lżejszego, do uśmiechu do zanucenia. Ciekawe, że przeciętny operetkowy utwór mieści się w tzw. czasie radiowym. Jakieś 3 minuty 40 sekund.  To jest bardzo przyswajalny czas. Złota zasada. Wciąż działa. W operetce była muzyczka i tańce, naonczas krótkie wstawki baletowe, można było sobie popatrzeć na ludzi o wyćwiczonych mięśniach. Dziś można pójść do siłownie.. mniej więcej.

Operetka jest dzieckiem angielskich oper balladowych  i francuskiego wodewilu, grywanego w XVII wieku na jarmarkach. A tak w ogóle to narodziła się we Francji za panowania Napoleona III. I podczas bujnego rozwoju życia artystycznego i powstawania teatrzyków bulwarowych. to było świetne i potrzebne.

Zawsze w czasach ciężkich, le to zawsze – lekka rozrywka jest  niezbędna. Utrzymanie równowagi psychicznej – to sztuka dobierania sztuki. Naprawdę.

Nie wiem, co mnie podkusiło… pewnie jakieś wspomnienie z dzieciństwa, pełne dziarskich dźwięków, oraz operetkowego szyku totalnego nadmiaru cekinów i falban. Może magia prostej fabuły i niskiego potencjału egzystencjalnej, filozoficznej troski? A może klimatyczne romansowe opowieści osadzone w scenerii art deco skrzyżowanego z wozem cygańskim? A może filmy kostiumowo-przygodowe? Cokolwiek to było, wybrawszy się na objazdowy show operetkowy (nie wiem jak to nazwać inaczej)  – z trudem przełknęłam kolorowe szlagiery, podane w sztywnych ramach mega bajkowych strojów. A też i – baletowe popisy, w których tancerze na siebie nie patrzą, a  precyzja powolnego i przewidywalnego ruchu – skutecznie gasi jakąkolwiek pasję. Finalne oklaski w rytm pieśni o tym, że pan by każdą panią całował, ścisnęły mi gardło. Ach, klasyka. Ech, z bardzo już innego świata! Uch, do tego takie te sztywne, rozpisane na role,  żarty pana konferansjera, o cudownym głosie i manierze prowadzenie radiowym audycji rodem z 1973 roku… To wszystko mi przypomniało, że krainy snów też muszą robić sobie up date, w przeciwnym razie mają urok zombie. No rusza się, mówi, ale nie żyje. Niektórzy lubią. Ale teraz , już po  – mam teraz czkawkę. Nie wiem, dlaczego uznałam, że mogę polubić zombie… Mój błąd. Musiałam w ramach przeprosin dać sobie paczkę śliwek. W czekoladzie.

jako cywilizacja jak wyrośliśmy z operetki, która nie zaimportowała świeżości współczesności, nie rozwinęła skrzydeł dodając do  swojej historycznej jarmarczności czegoś, co zaiskrzy w na przykład w 2022 roku. Wiem, że  niektórzy postanowili nie dorastać, albo na fali sentymentów utknęli w kartonowej krainie snów – i tak, nie mam nic przeciwko temu, ale nigdy przenigdy nie zaeksperymentuję z operetką. Przy tych dawkach śliwek w czekoladzie – to by było bardzo niezdrowe.

A co operetkowego cię ostatnio spotkało? Na pewno coś….

***

Więc jeśli poruszyła Cię moja wizyta w operetce  możesz zaprosić mnie na kawę Pomoże na jakiś czas… 😉 – www.buycoffee.to/dziennik.zmian

fot. polona.pl

muz.https://freemusicarchive.org

Miłka Malzahn, pisze powieści, myśli powieści, oraz powiada powieści (ale to tylko na specjalne życzenie tylko). Jest filozofem, dziennikarzem, pisze książki, wykłada na uczelniach i robi czapki na szydełku, bo ma taką fantazję i lubi podążać za nitką.