Melancholjna melodia na niedzielę.

Co nucisz na początku tygodnia (tak pod nosem)? Och chciałabym być heroldem jakiejś radosnej pieśni, tymczasem w niedziele (prawie wszystkie) nuci mi się tak (jak w linku) i zostaje ze mną co najmniej do środy:)!. Wczoraj wpadłam w nastrój megasentymelntalny, niepowstrzymany potok melancholii zawiódł mnie do parku, gdzie nieuchronnie trzeba było napisać, że „coś”… że coś jest z tym światem i „coś” jeszcze w dodatku będzie.

 

Niedziela w parku, ot co. #110

Pierwsza, słoneczna niedziela:

odpuszczone grzechy pandemii,

odpuszczone grzechy łakomstwa,

odpuszczone grzechy milczenia,

odpuszczone zmysłowość nocy.

No, dzień jak się patrzy, dzień co się zowie!

Ruch w parku spory i spokojnie – podkreślam, że jest: spokojnie.

Spokojne dzieci spokojnie jeżdżą na hulajnogach i spokojnie wiszą na linach drabinki, i spokojnie płaczą, żenie, nie absolutnie nie chcą jeszcze do domu. A już na pewno nie na obiad.

Wszystko jest łagodniejsze niż zwykle.

Odpuszczone w pełnym słońcu i powiewie wciąż zimnego wiatru.

Ławki poobsiadane, szum rozmów jak w kawiarni.

W niedziele, przy stołach w parku znów się gra w karty

i popija piwko.

Ale i tak

nie jest jak było, nie jest jak było.

Nie będzie innej pointy

bo jest słoneczna niedziela

a nie wiadomo ile ich, tam prawdę – będzie dla nas