Co nucisz na początku tygodnia (tak pod nosem)? Och chciałabym być heroldem jakiejś radosnej pieśni, tymczasem w niedziele (prawie wszystkie) nuci mi się tak (jak w linku) i zostaje ze mną co najmniej do środy:)!. Wczoraj wpadłam w nastrój megasentymelntalny, niepowstrzymany potok melancholii zawiódł mnie do parku, gdzie nieuchronnie trzeba było napisać, że „coś”… że coś jest z tym światem i „coś” jeszcze w dodatku będzie.
Pierwsza, słoneczna niedziela:
odpuszczone grzechy pandemii,
odpuszczone grzechy łakomstwa,
odpuszczone grzechy milczenia,
odpuszczone zmysłowość nocy.
No, dzień jak się patrzy, dzień co się zowie!
Ruch w parku spory i spokojnie – podkreślam, że jest: spokojnie.
Spokojne dzieci spokojnie jeżdżą na hulajnogach i spokojnie wiszą na linach drabinki, i spokojnie płaczą, żenie, nie absolutnie nie chcą jeszcze do domu. A już na pewno nie na obiad.
Wszystko jest łagodniejsze niż zwykle.
Odpuszczone w pełnym słońcu i powiewie wciąż zimnego wiatru.
Ławki poobsiadane, szum rozmów jak w kawiarni.
W niedziele, przy stołach w parku znów się gra w karty
i popija piwko.
Ale i tak
nie jest jak było, nie jest jak było.
Nie będzie innej pointy
bo jest słoneczna niedziela
a nie wiadomo ile ich, tam prawdę – będzie dla nas