Pustawo. Co drugi sklep zamknięty, restauracje nieczynne, otwarte są stoiska a kawa i kanapkami. Półki w tych sklepach też raczej puste, wybór snaków- niezbyt imponujący. Nie ma feerii barw i migocących przed oczami reklam. Za to obsługa na lotnisku jest miła i pomocna. Napięcia są tylko w kolejkach prowadzących do kogoś, kto sprawdzi stan dokumentacji zdrowotnej. Poza tym – dużo spokoju. Te lotniska, które mogłam zobaczyć, przypominają puste perony niewielkich stacji w niedzielę po południu. Zastanawiam się, w jakiej formie może wrócić ten ruch, ta gorączka zbiorowego przemieszczania się, którą wciąż jeszcze pamiętam. Czy wróci? Może wróci, może nie, może wróci może nie….
W końcu jakoś musi pojawić się także inna opcja podróżowania, dzięki której będziemy tam, gdzie chcemy, bez tych nerwów, których nie chcemy. Bez ścisku, bez stosu pozwoleń, dokumentów oraz potwierdzeń chowanych w bezpiecznych kieszeniach, w saszetkach, w podręcznych torebkach, które się sprawdza bez końca w strachu, że coś po drodze się zgubiło.
Może jesteśmy o krok od wprowadzenia do użytku jakiegoś wielce niszowego wynalazku, o którym jeszcze nic nie wiemy, ale prace i prototypy już są. Jak ze szczepionkami. Były koncepcje, eksperymenty, ale niesprawdzone. Może ten wynalazek podkręci nasze ludzkie marzenia, zmienią status każdego urlopu, wyprawy, pory relaksu? A lotniska po postu przejdą do historii, zaadoptowane do nowych okoliczności, zamienią się w bujne ogrody, w parki rozumnej rozrywki albo miejsca bez żadnego wyraźnego przeznaczenie lub miejsca lokalnego kultu, bez kultu?
Jestem świadkiem wielkiej zmiany, która na razie wydaje się małą pustką kilku dużych lotnisk. Jesteś świadkiem…