Dariusz Kiełczewski „Opowieści z Chruściela”
Zaproszenie do Chruściela
Niecodzienne i codzienne rzeczy dzieją się w Chruścielu, choć na żadnej porządnej mapie tej wsi nie znajdziemy, to każdy chyba tędy przejeżdżał. Kiedyś, lub całkiem niedawno. Wprawdzie już z pierwszych stron książki wiadomo, że „Chruściel zadupiem strasznym był. Bez asfaltu. Bez miejsca na mapie. Bez kościoła. Autobusu. Bez klubu prasy i książki „Ruch” nawet” – posiadał jednak swojską historię i barwnych mieszkańców funkcjonujących iście po chruścielsku, miał także narratora, który to życie chruścielskie uwiecznił. Książka napisana została językiem prostym, miejscami dosadnym, stylizowanym na wiejskość, lecz nie pozbawionym subtelnej gładkości literackiej, podkręconej rubasznością. Niezła mikstura.
Akcja zaś ukazuje czytelnikowi wszystkich ‘chruścielskich’, grzeszących wprawdzie skłonnością do bimberku, ale nie grzeszących brakiem wyobraźni i otwartości na to, co życie i co śmierć nieść może. A życie tu toczy się wartko, realia przypominają przełom lat 60 – 70 tych ubiegłego wieku, są tu i partyjni, rozdający łaski i różne PRL-owskie absurdy, śmieszne i straszne zarazem. Do miasteczka jeździ się tylko po ważniejsze sprawunki, bo i tak na miejscu cuda-nie-widy dziać się potrafią. Mamy na przykład wątek sklepiku wiejskiego, zamykanego po każdorazowym odkryciu manka, dostarczającego rozrywki chłopom po robocie. Mamy też opis szkoły, wychowującej nowe pokolenia, a i starym – przysparzającej silnych emocji. Nauczyciele pragnąc przyśpieszyć ‘cywilizowanie’ się mieszkańców, wywołują różne mniejsze i większe kłopoty. Piękna oraz jak najbardziej prawdziwa jest scena ze szkolnej wieczernicy, podczas której harcerze mieli uczcić pamięć powstańca, którego istnienie w końcu staje pod znakiem zapytania, a do tego wojenne wspomnienia okazują się zupełnie nie po partyjnej myśli. Nie patriotyczne nawet! Historia własna dziarsko i niekontrolowanie zeszła z piedestału, a szkolną wieczernicę zakończyła malownicza katastrofa.
Czyta się te wszystkie opowieści świetnie i zabawa przy tym jest niemalże taka, jak na zabawach w chruścielskiej stodole, tylko nieco zdrowsza. Smaczków, przypowiastek, wątków jest tu bardzo dużo, wystarczy na kilka przyjemnych godzin czytania. A koloryt lokalny, ujęty sprawnie i dość zamaszyście zdecydowanie powinien przypaść do gustu czytelniczej większości. Mniejszość pewnie, na niektóre opowieści trafiła już parę lat temu, sięgając po satyryczny dodatek nieistniejących już „Kartek” zatytułowany „Chata Polska”. Autor drukował wówczas pod pseudonimem Dzwonka Chruszczuk, dla zmylenia i być może także dla uprawdopodobnienia punktu obserwacyjnego narratora. Po latach, 17 opowiadań zostało złożonych do kompletu, część dopisano, część poprawiono i mamy spójne „Opowieści z Chruściela” z wprowadzeniem, ze zwinną akcją i z zakończeniem, podsumowującym liczne wydarzenia, otwartym na ewentualną kontynuację. A doprawdy byłoby by co kontynuować! Zatem na wszelki wypadek Autor zastrzega: „Wszystkie zdarzenia i postacie są fantazją autora, a zbieżność nazwisk i faktów z rzeczywistymi jest przypadkowa i najwyraźniej wynika z tego, że każdy ma swój Chruściel”.
Nie jest to książka nasączona socjologią, czy filozofią, choć Kiełczewski filozofem jest, to raczej proza gawędziarska, pozwalająca czytającemu przenieść się w czasie i przestrzeni, co jest przecież wartością nad wartościami. Podstawowym skojarzeniem podczas lektury jest „Konopielka” Redlińskiego, lecz „Opowieści z Chruściela” niczego nie powielają: ani stylu, ani klimatu, ani ludowej mądrości, jedynie nawiązują do pewnego gatunku, wszystko inne jest tu własne oraz swojskie. Oryginalne są również towarzyszące fabule rysunki Jerzego Łazewskiego: lekka kreska plus mocniejsza skłonność do karykatury. Bardzo a propos.
„Opowieści z Chruściele” można czytać na wesoło i takie czytanie jest najprzyjemniejsze, można skupić się na wątkach metafizycznych, na duchach przeszłości i historii miejsca, można po prostu poczuć atmosferę tamtych lat, beznadzieję biedy i głupoty, z której nie ma ucieczki do miasta. Tak było zanim nadeszły lata 90 – te, ciekawe, jak Chruścielscy radzą sobie dziś? Pewnie nie najgorzej, bo mentalność chruścieslkich jest uniwersalna i codzienności trzyma się mocno. Poza tym owa mentalność jest nie tyle ludowa, co „nasza”, ludzko-polska, uśredniona. Ciekawe, że tą umysłowość można było zaobserwować podczas pierwszego grudniowego spotkania autorskiego, na które wtargnęli prototypiczni chruścielscy i zrobili ‘swój bal’. Bo Chruściel jest bliżej, niż nam się wydaje. Zachęcam, by się do Chruściela wybrać.
Autor tek książki (i innych): Dariusz Kiełczewski jest profesorem Uniwersytetu w Białymstoku i Wyższej Szkoły Ekonomicznej w Białymstoku, ma na swoim koncie wiele naukowych publikacji i dwa tomiki wierszy, był długoletnim redaktorem pisma „Kartki”, i radiowcem.
Wydawca: Fundacja „Sąsiedzi”